„Pandemia” jest zbiorem tekstów nie o wirusie, tylko o ludziach, którzy znaleźli się w trudnej i wymagającej sytuacji
Za reportaż o ratownikach medycznych otrzymał Nagrodę „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej w kategorii „Najlepsze w Internecie”. Tekst znalazł się również w finale Nagrody Grand Press 2017 i był nominowany do European Press Prize. Po trzech latach wydaje kolejną, głośną publikację o walce medyków z niewidzialnym wrogiem– koronawirusem. O raporcie z frontu, epidemii i absurdach z nią związanych– Paweł Kapusta.
Marlena Tomaszewska: Jest Pan dziennikarzem sportowym. Skąd więc zainteresowanie tematyką ratownictwa, pandemią? Jak to się wszystko zaczęło?
Paweł Kapusta, redaktor naczelny Sportu w Wirtualnej Polsce: Zaczęło się przez przypadek. Jako dziennikarz sportowy pracuję już od ponad dziesięciu lat. W 2017 roku poczułem lekkie zmęczenie materiału i chciałem napisać tekst na zupełnie inny temat niż sport. Przypadkowo natknąłem się w Internecie na temat ratowników medycznych i na taką spowiedź medyka, który opowiadał o jednym, dramatycznym dniu w swojej pracy. Wyjechał do kobiety, która podjęła próbę samobójczą. Gdy przyjechał na miejsce okazało się, że kobieta powiesiła się koło łóżeczka swojego dziecka (to dziecko było wtedy w tym łóżeczku). Mocno mnie to poruszyło. Stwierdziłem, że chciałbym napisać reportaż o pracy ratowników medycznych. To się zbiegło w czasie z protestami, które w 2017 roku były dosyć głośne – obklejanie karetek itp. I napisałem reportaż, który opublikowałem w magazynie Wirtualnej Polski i w zasadzie myślałem, że to tyle. Natomiast tekst zaczął żyć swoim życiem. Przeczytało go ponad milion osób, dostałem za ten tekst kilka nagród i pojawiła się propozycja napisania książki. Najpierw dotyczyła tylko publikacji tekstów o ratownikach medycznych. Zaproponowałem wtedy, żeby temat rozszerzyć i zrobić taki zbiór reportaży o systemie ochrony zdrowia w Polsce. I tak powstała „Agonia”.
Natomiast jeżeli chodzi o „Pandemię” to na początku tego roku, gdy czekaliśmy na pierwszy potwierdzony przypadek COVID-19, rozmawiałem z redaktorem naczelnym WP i powiedziałem, że temat jest mi bliski, jeżeli chodzi o te „medyczne” sprawy i zaproponowałem teksty, które byłby takim raportem z frontu.
MT: I jak czytamy to książka również ma postać takiego raportu.
PK: Tak i pierwotnie ja nie miałem takiego pomysłu, żeby to była książka. Natomiast w momencie kiedy tych tekstów było już około piętnastu, odezwały się do mnie różne wydawnictwa, które chciały to wydać w formie książkowej. Nie protestowałem. Powiedziałem dobrze, możemy to wydać. I tak powstała książka, która to w ogóle książką miała nie być.
MT: Czy było coś, co Pana zaskoczyło podczas zbierania, otrzymywania „raportów z frontu”?
PK: To jest dosyć trudne pytanie, ponieważ nie zaskoczyły mnie te relacje, w których ratownicy czy lekarze mówili mi o fatalnym przygotowaniu czy braku sprzętu, bo człowiek, który gdzieś tam otarł się o system, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja. I to nie jest kwestia pandemii, tylko ogólnie systemu ochrony zdrowia w Polsce. Pierwotne założenie tekstów było takie, żeby skupić się tylko na zawodach medycznych zmagających się z pandemią. Jednak bardzo szybko (chyba po trzech odcinkach) zrozumiałem, że warto rozszerzyć to zainteresowanie. I tak kolejne części dotyczyły już zupełnie niemedycznych zawodów. Pojawił się strażnik więzienny, pracownik zakładu pogrzebowego, sprzedawca w sklepie. To było takie szersze spojrzenie i gdy dzisiaj idąc słyszę, że „Pandemia” jest książką o wirusie, to ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że jest ona zbiorem tekstów nie o wirusie, tylko o ludziach, którzy znaleźli się w trudnej i wymagającej sytuacji, a także o tym, jak oni sobie z tą trudną sytuacją na początku pandemii w Polsce radzili.
MT: Nawiązał Pan do bohaterów, że to są zwykli ludzie, którzy musieli odnaleźć się w niezwykłej sytuacji. Na początku nagradzani, a później hejtowani za to, że są „przekaźnikami wirusa”. Co Pan czuł, gdy Pan widział tego typu przejawy agresji w mediach, wiedząc, jak ogromną pracę wykonują i z czym przychodzi im się zmagać w codziennym życiu?
PK: Ja mogę powiedzieć co czułem na samym początku, gdy widziałem ten masowy przejaw uwielbienia wobec ratowników, pielęgniarek, lekarzy, który trwał trzy tygodnie, może miesiąc? Gdy to widziałem to czułem się zażenowany. Jako osoba, która napisała „Agonię”, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak pacjenci potrafią uprzykrzyć życie medykom. Wiem, jaka to jest ciężka walka najczęściej z pacjentami, z niezrozumieniem, z roszczeniowością, z taką powszechną opinią na temat lekarzy, że dla nich liczą się np. tylko pieniądze. I w momencie, kiedy widziałem to powszechne uwielbienie, to nie mogłem tego zrozumieć. Później to sobie tłumaczyłem, że ludzie oglądając obrazki w telewizji, głównie tragiczne z Lombardii czy później z Francji, cholernie się przestraszyli i cała ta reakcja wynikała nie z jakiegoś spojrzenia na pewne rzeczy szerzej, głębiej, zrozumienia sytuacji, tylko po prostu z egoizmu. Ludzie bali się, że to też może ich spotkać, więc robili wszystko, żeby ich to nie spotkało. Zresztą bardzo szybko to minęło i nastąpił hejt, bo ludzie szybko zorientowali się, że w Polsce (mówimy o wiosennej fali zachorowań) epidemia rozwija się inaczej, nie ma dramatu. Nikt nie umiera na korytarzu czy w prowizorycznej sali i to wszystko wróciło do tej złej normalności.