W dżungli trzeba umieć zrobić coś z niczego
Skąd wziął się w ogóle pomysł na udział w zagranicznych misjach?
Po kilkunastu latach pracy, a nawet krótkiej półrocznej koordynacji w systemie ratownictwa medycznego, przyszło zmęczenie, wypalenie i chęć robienia czegoś trochę innego. Ponieważ jestem urodzonym ratownikiem, zawsze moje aktywności zawodowe związane są z ratowaniem zdrowia i życia , a także z edukacją i szkoleniami. Praca w dobie pandemii, w ochronie zdrowia w Polsce to absolutne ekstremum… Czasami trzeba na jakiś czas odpuścić, żeby nabrać na nowo tej dobrej energii i…czasami udaje się to osiągnąć 😉
Od lat zajmuję się zagadnieniami medycyny i ratownictwa głuszy (izolacji). Opowiadam o tym, szukam praktycznych doświadczeń i rozwiązań. To niesamowita dziedzina, która może się przydać nie tylko w dżungli, ale również w środku dużego miasta, gdzie system ochrony zdrowia i pogotowie są całkowicie sparaliżowane. Z racji pracy na uczelni często także biorę udział w konferencjach. I właśnie kilka lat temu wziąłem udział w jednej z nich, która poświęcona była misjom i pomocy w Afryce. Dostałem na nią zaproszenie od ówczesnego delegata Redemptoris Misio, Jacka Jarosza. W przerwie kawowej, po wysłuchaniu jednego z wystąpień zażartowałem, że chętnie wybrałbym się w taką podróż. Kilka miesięcy później Jacek zadzwonił i powiedział wprost: „Jedziesz na misję do Afryki”. Początkowo odebrałem to jako żart, ale on przesłał mi e-maila ze wszystkimi szczegółami wyjazdu. Nie zastanawiałem się długo. Oczywiście wszystko trzeba było najpierw uzgodnić z żoną 😉
W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „im gorzej, tym lepiej, gdyż lubi Pan wyzwania”. Jakim wyzwaniem była zatem Afryka?
Im gorzej tym lepiej, bo ciekawiej… i można się sprawdzić. To moja maksyma życiowa. Oczywiście zawsze trzeba mierzyć siły na zamiary i być przygotowanym na najgorsze. W Afryce niesamowitą pracę zrobili ojciec Wojciech Lula z Centrum Misji Afrykańskich z Borzęcina oraz Jacek Jarosz z Redemptoris. Organizacyjnie i logistycznie zadbali o wszystko. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich pracy.
A wracając do pytania to Afryka weryfikuje wszystko! Wiedzę, umiejętności, hard ducha, charakter oraz prawdziwe relacje z ludźmi, nawet tymi, których wydawałoby ci się, że znasz od dawna. Na pewno dużym wyzwaniem było dla mnie funkcjonowanie w tamtych warunkach klimatycznych, gdzie w dzień jest 400C, 60% wilgotności powietrza i pełne słońce.
Wyzwaniem była też konfrontacja ze społecznością Pigmejów, o zupełnie innym sposobie życia i światopoglądzie, żyjąca w bardzo trudnych warunkach. Nie mając nic, mogą liczyć wyłącznie na siebie. Są oczywiście misje, które im pomagają, ale to kropla w morzu ich potrzeb i ciągle trzeba wspierać te działania, żeby zapewnić im godne, jak na XXI wiek, warunki egzystencji.