Marsz antyszczepionkowców. Ratownik odpowie za udział
W sobotę w Lublinie miał miejsce marsz antyszczepionkowców. Kilkaset uczestników protestowało podczas tzw. „Marszu o wolność” przeciwko próbie wprowadzenia obowiązkowych szczepień na COVID-19. Wśród protestujących był Robert Oleniacz, ratownik medyczny.
Kontrowersyjne wypowiedzi
Przemawiający na proteście ratownik twierdzi, że testy na koronawirusa „pokazują bzdury”, a lekarzy biorących pieniądze za pacjentów covidowych nazywał „chciwymi i kupionymi”. Do zgromadzonych mówił, że wśród innych protestujących są ratownicy medyczni, którzy rzekomo nie mogą wyjawić tego, co myślą.
Opowiadał także o pewnej „haniebnej rzeczy”. Twierdzi, że przed świętami wielkanocnymi szpital tymczasowy w Lublinie został „zapchany, kiedy przyjechał pan minister z premierem”. Jak mówił, miało to na celu pokazanie przed kamerami sporej liczby pacjentów, którzy mieli być przewiezieni ze Szpitala Klinicznego nr 1 do szpitala tymczasowego, a po wizycie przedstawicieli rządu mieli być odwiezieni z powrotem do klinicznego.
Zgromadzeni przyjęli wypowiedź Oleniacza z aplauzem. Podczas marszu wykrzykiwano hasło „śmierć wrogom ojczyzny”.
Informacje niezgodne z prawdą
Jak się okazuje podane informacje przez ratownika podczas strajku antyszczepionkowców nie były zgodne z prawdą. Premier Morawiecki przyjechał z wizytą do szpitala tymczasowego 12 marca 2021 r., jednak minister zdrowia Adam Niedzielski nie uczestniczył w niej. Sam premier nie przebywał w strefie oddziału wewnętrznego.
Jak mówił Lech Sprawka w rozmowie z „ Gazetą Wyborczą”, jedyny wgląd na salę dla chorych był przez okienko, gdzie była widoczna tylko i wyłącznie część oddziału respiratorowego, a przebywał tam tylko jeden pacjent. Dodał także, że nie było to absolutnie tłem do późniejszej konferencji prasowej, ponieważ zorganizowana była w przestrzeni bez możliwości kontaktu, choćby wzrokowego z oddziałami szpitala tymczasowego.
Konsekwencje dla ratownika
Wioleta Wojciechowska, rzeczniczka szpitala w Lubartowie, gdzie obecnie zatrudniony jest Robert Oleniacz, w rozmowie z Onetem przekazała, że postanowili odciąć się od jego wypowiedzi i rozwiązać umowę za porozumieniem stron. Jednakże ratownik nie pojawił się na miejscu, nie ma z nim także kontaktu, nie odbiera telefonów. Jeśli się nie pojawi na miejscu, dyrekcja nie zleci mu więcej dyżurów.
Źródło: onet.pl