„Nie jest to praca dla każdego” rozmowa z Krzysztofem z Paramedicphotoart
Rozmowa z Krzysztofem, ratownikiem medycznym, fascynatem fotografii, który prowadzi na instagramie profil Paramedicphotoart. Jego zdjęcia oglądają setki tysięcy osób. Zapytaliśmy m.in. o to jak zaczęła się jego przygoda z ratownictwem medycznym oraz skąd pomysł na połączenie fotografii i ratownictwa.
Jak zaczęła się twoja przygoda z ratownictwem medycznym?
Droga ta była długa i wyboista, ale od samego początku to ludzie z mojego otoczenia, najczęściej nieświadomie, popchnęli mnie w tym kierunku. Dwie osoby zasłużyły się w tym najbardziej. Patryk, który w pewnym ciężkim etapie mojego życia pomógł mi bardzo, dzięki niemu zmieniłem pracę, a później zrobiłem kurs KPP. Rok później byłem na jego pogrzebie. Późno wykryty nowotwór. Do dziś ma to wpływ na to co robię w życiu, bo traktuję to jak drugą szansę. Drugą osobą jest mój przyjaciel Tomek, który od samego początku jak tylko się poznaliśmy widział we mnie potencjał, teraz mogę nawet się pośmiać, bo praktycznie zmusił mnie do prowadzenia organizacji zrzeszającej ratowników KPP. Prowadząc coś takiego, miałem okazje niesamowitego rozwoju i współpracowania z fantastycznymi pasjonatami ratownictwa. A to był dla mnie początek drogi.
Co zmotywowało cię do wyboru akurat tego zawodu?
Kwalifikowana pierwsza pomoc to już było za mało, zdarzyło mi się udzielać pomocy kilka razy przy wypadkach samochodowych, potrąceniach, czułem, że chyba się w tym odnajdę. Na kilku manewrach ratowniczych miałem okazję brać udział w ćwiczeniach ratowników medycznych, co było dla mnie takim efektem wow. Organizując ćwiczenia czy pozoracje, doszedłem do wniosku, że chyba warto by było być level wyżej. I tak powstał wariacki jak na tamten czas pomysł, by pójść na studia.
Jak wspominasz czas nauki? Czy było ciężko?
Pamiętam jak dziś pierwszy wykład z fizjologii, w myślach sam siebie pytałem, co ja tu robię? Potem patofizjologia, No psychiczne zaoranie. Znałem sporo ratowników medycznych, ale studia dopiero pokazały mi jaki zakres trzeba ogarniać. Było ciężko, czasami bardzo ale miałem kilku bardzo dobrych i konkretnych wykładowców i zajaranych tym kierunkiem znajomych na roku, gdyby nie oni, nie wiem czy bym dotrwał do końca.
Jak wspominasz początki pracy w zawodzie?
Tak się potoczyło, że już jako student zacząłem pracę jako kierowca w pogotowiu. I od pierwszego dyżuru jeździłem w zespole podstawowym. Wyobraźcie sobie 1,5 roku praktyk zanim skończyłem studia. Tak więc po obronie i uzyskaniu dyplomu dla mnie zmieniło się tylko stanowisko w umowie. Początki wspominam bardzo dobrze, znowu na pierwszym planie są ludzie, którzy bardzo dobrze się mną zaopiekowali, a raczej wychowali jako przyszłego ratownika. To właśnie ekipa z mojej stacji ukształtowała mnie i przygotowała do tej pracy. Wiem, że nie było czasami łatwo, ale daliście radę. A teraz muszą się ze mną męczyć. Pierwsze dyżury oczywiście szok, gdzie te stany zagrożenia życia, do pierwszego NZK pojechałem po 4 miesiącach pracy. I na okrągło nadciśnienie, biegunka od trzech dni czy też przedłużająca się miesiączka, pomieszane z innymi „stanami zagrożenia życia”.
Jak oceniasz program nauczania ratownictwa medycznego?
W moim przypadku lub znajomych, którzy pracowali jako sanitariusze na SOR, praca w systemie w trakcie studiów pokazała, że spędzenie wielu godzin w karetce czy oddziale daje bardzo dużo (na koniec studiów miałem wyjeżdżone ponad 2 tysiące godzin na podstawie, a miałem na roku takich co dawno wyrobili godziny kierownicze 😉 ). Co tu ukrywać, praktyki są w takiej ilości godzin jakiej są, jedni mają szczęście, jak trafią na jakieś zatrzymanie krążenia czy urazówkę, a inni przed uzyskaniem dyplomu będą specami od nadciśnienia. Jeszcze inni mają tylko komplet pieczątek, bo zrobili praktyki w zespołach, gdzie dwa wyjazdy na dobę to już dużo wyjazdów. Co do samego programu, na mojej uczelni większość wykładowców świetnie dopasowywało nauczanie do tego, z czym spotykam się teraz. Za mało miałem natomiast EKG i farmakologii. Podsumowując, więcej praktyki w realnych warunkach byłoby świetnym rozwiązaniem. Dlaczego nie wsadzać studentów do karetek 2-osobowych na trzeciego? W praktyce nauczymy się więcej, sam jestem tego przykładem. Dałoby się to ogarnąć systemowo, gdyby ktoś na górze chciał. I poruszę jeszcze kwestię PERM, jak najbardziej powinien być wprowadzony, bo z tą wiedza po studiach bywa różnie. Oczywiście tylko, żeby zajmowali się nim praktycy nie teoretycy, bo ma on sprawdzić nasze przygotowanie do zawodu a nie oblewać studentów.