Oni ratują, on pokazuje ich pracę
Opolski fotograf Miłosz Bogdanowicz od lat dokumentuje pracę opolskich służb ratunkowych. W kwietniu zorganizował wystawę „O tych, którzy dają drugie życie”. Przez 3 tygodnie w centrum Opola można było oglądać ponad 50 zdjęć pokazujących kulisy służby strażaków, ratowników medycznych, policjantów czy załogi LPR. − To moje podziękowanie za ich trud − mówi autor.
Miłosz Bogdanowicz – były dziennikarz, fotoreporter i rzecznik prasowy, a obecnie zawodowy fotograf − zdjęcia służb ratunkowych robi od ponad 10 lat. − Zaczęło się od straży pożarnej. Głośne, ciężkie wozy od zawsze budziły mój podziw, aż w końcu zacząłem podglądać pracę strażaków podczas akcji. Nie miałem jeszcze profesjonalnego sprzętu − robiłem zdjęcia albo telefonem, albo amatorskim aparatem. Ale tak nabierałem doświadczenia, uczyłem się także tego, co można pokazać na zdjęciach, a czego nie − wspomina Bogdanowicz.
Potem przyszła kolej na Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. − Tu z kolei urzekły mnie żółte śmigłowce, warkot ich silników i pęd powietrza towarzyszący lądowaniu oraz odlotowi. Poznałem załogę Ratownika 23, miałem także przyjemność gościć w opolskiej bazie. Zdjęcia z niej także można było oglądać na wystawie. Na kilku planszach pokazałem i opisałem dzień z życia załogi − słyszymy.
− Przebywając na miejscu różnych zdarzeń, a także na szkoleniach, zawodach czy pokazach, poznawałem kolejne osoby zaangażowane w ratowanie ludzi. Na mojej fotograficznej drodze stanęli między innymi ratownicy z Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego z dyrektorem Jarosławem Kostyłą na czele oraz opolscy policjanci. Wiem, że wszystkich tych ludzi, niezależnie od zawodu, łączy jedno: ogromna pasja i zaangażowanie w ratowanie innych. I za to wszystko dziękuję im z całego serca właśnie tą wystawą. To mój ukłon dla ratowników, lekarzy, policjantów, strażaków, pielęgniarek, pracowników szpitali oraz tych, którzy uczą pierwszej pomocy. Ci ludzie robią niesamowitą robotę przez cały rok, 24 godziny na dobę. W bajkach są superbohaterowie, a my mamy właśnie ich − podsumowuje z uśmiechem Miłosz Bogdanowicz.
Naszego rozmówcę zapytaliśmy również o to, jak bezpiecznie i odpowiedzialnie robić zdjęcia na miejscu wypadku, pożaru lub innego przykrego zdarzenia. − Myślę, że kluczową kwestią jest bezpieczeństwo − zarówno nasze, jak i ratowników oraz poszkodowanych. Nie można przeszkadzać w akcji. Fotograf musi być cichym, spokojnym obserwatorem. Nie wolno mi więc wchodzić pod wąż gaśniczy czy za parawan strażacki. I tu przechodzimy do drugiej kwestii − szacunku do ofiar. Ja na przykład nigdy nie robię relacji na żywo na Facebooku z miejsca akcji, bo mógłbym pokazać „za dużo”, ale nie brakuje osób, które muszą „tu i teraz” pokazać sensację, często przeszkadzając. Ja bardzo to potępiam, bo czy ci ludzie chcieliby, by akcję reanimacyjną ich matki, brata czy wujka ktoś pokazywał na żywo? Odpowiedź wydaje się oczywista. Fotografujesz lub nagrywasz wideo? W porządku, ale szanuj przy tym innych i starannie selekcjonuj materiał… − odpowiada fotograf.
Czym zatem kierować się przy wybieraniu zdjęć lub filmów do publikacji? − dopytujemy. − Ja nie lubię taniej sensacji. Nie chcę zwracać uwagi na sam fakt wypadku. Dla mnie najistotniejsi są szeroko rozumiani ratownicy, ich pot i czasem łzy. Nie pokazuję więc drastycznych zdjęć czy takich, które mogą jakkolwiek komuś zaszkodzić, na przykład nie zawsze kompletnym ubiorem, co w ferworze walki może się zdarzyć, a postępowania dyscyplinarne nie są nikomu potrzebne (śmiech). Warto również czerpać z wiedzy specjalistów. Ja często dopytuję znajomych z konkretnych służb, czy dane zdjęcie warto opublikować. To samo doradzam innym fotografom ratowniczym − nie bójcie się pytać. Dzięki temu zyskacie zaufanie ludzi ze służb i będziecie mieli okazję robić naprawdę niepowtarzalne zdjęcia − podsumowuje Miłosz Bogdanowicz.