Sam meczu nie wygrasz, sam pacjentowi nie pomożesz
Pamiętasz swój pierwszy wyjazd do pacjenta?
Pamiętam doskonale swój pierwszy wyjazd w Systemie Państwowego Ratownictwa Medycznego. Wsiadłem do karetki czekając na kierownika zespołu (jeżdżę w zespole „S”), który wszedł i krzyknął z wrażenia „MŁODY!!!! Ale masz debiut!!!! NÓŻ W KLATCE PIERSIOWEJ!!”. Zdębiałem, pewnie może trochę pobladłem w pierwszej sekundzie (śmiech), ale obróciłem się i przygotowałem odpowiedni sprzęt do monitorowania pacjenta, leki, które mniej więcej będziemy potrzebować oraz opatrunki. Podjechaliśmy na posesję. Policjant w drzwiach stał chyba lekko zszokowany, ale weszliśmy do mieszkania, a tam poszkodowany z rękojeścią (całe ostrze było wbite) wystającą z klatki piersiowej tuż koło mostka. Przytomny, agresywny, wystartował do nas z pięściami. Po chwili rozmowy zebraliśmy szybko parametry. Wkłucie, transport do karetki, morfina + midanium + 500ml płynów + tlen. Zabezpieczyliśmy nóż najlepiej jak potrafiliśmy i pod pełnym monitorowaniem na SOR. Niestety, droga była bardzo wyboista, mnóstwo dziur, strasznie niekomfortowo dla poszkodowanego. Do tego rzucił się na mnie i dopiero po podaniu kolejnej dawki midanium uspokoił się. Na SORze podjęto decyzję o wezwaniu Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Później dotarła do mnie informacja, że pacjent przeżył. Ucieszyłem się bardzo.
Masz jakąś akcję, która najbardziej utkwiła Ci w pamięci?
Jakiś rok temu bardzo mocno utkwiła mi w pamięci reanimacja kilku miesięcznego dziecka. To był niestety jeden z tych wyjazdów, które zapamiętujesz do końca życia. Analizowałem go jeszcze w domu przy książkach przez wiele godzin. Ostatnio również chodzi mi po głowie wypadek samochodowy. Dwoje nastolatków z ciężkimi urazami czaszkowo-mózgowymi, zrobiliśmy przy nich wszystko, co było w naszej mocy. Wczoraj dowiedziałem się, że wyjdą z tego cało.
Nadal grasz w piłkę w IV-ligowej drużynie. Jak łączysz pasję z pracą w pogotowiu?
Gram już tak na dobrą sprawę tylko hobbystycznie w Hutniku Warszawa, ale najcięższe są chwilę kiedy wracam z ciężkiego, długiego dyżuru, a o 11 mam mecz ligowy. Choć teraz jak na to patrzę to czasami lepiej gram po takim dyżurze niż wypoczęty (śmiech). Jestem dogadany z moim klubem na zasadzie, że kiedy mogę to jestem, a koledzy z zespołu bardzo mnie wspierają i rozumieją moja sytuację. Trochę cierpi na tym moja dziewczyna, bo bardzo często mnie nie ma, a gdy już jestem to albo mam mecz albo trening.
W środowisku ratowników mówi się, że nie ma takiego bólu pacjenta, którego by nie zniósł ratownik medyczny. Czyli jakiego?
Czyli 10/10 w skali NRS (śmiech). Trochę pół żartem, pół serio, ale niestety różnie to wygląda z leczeniem bólu w opiece przedszpitalnej...Oczywiście idzie to wszystko w lepszym kierunku, ale dalej słychać: “Proszę pana musi pan wytrzymać, ja wiem, że boli”. A pacjent blady, spocony od bólu, choć przyznam, że takich widziałem tylko kilku w swojej 3- letniej pracy w zawodzie ratownika.