Zamieszanie w transportach międzyszpitalnych i przyjęciach przez koronawirusa
Zdaniem dr. Czarosława Kijonki, szefa SOR w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach, pacjenci z podejrzeniem zakażenia koronawirusem trafiają w między szpitalną lukę wywołaną między innymi przez zamieszanie w transportach. To z kolei konfliktuje leczenie.
Medycy zwracają uwagę na problem, jaki pojawia się w odniesieniu do transportu sanitarnego pacjentów z objawami wskazującymi na możliwość zakażenia SARS-CoV-2. Sanitarne firmy transportowe nie chcą przewozić pacjentów potencjalnie zakażonych, objawowych. W rozmowie z Rynkiem Zdrowia dr Czarosław Kijonka wskazuje na przykład: Przyjeżdża zespół w nocy celem przewiezienia pacjenta z gorączką – nawet nie do jednoimiennego szpitala zakaźnego, ale do lecznicy z innego miasta, gdzie ustalono możliwość przyjęcia. Panowie z zespołu mówią: „Z taką gorączką to już jest COVID-19”. Skąd wiedzą? Podejrzewają. I takich chorych nie wożą, odsyłają ich do karetek covidowych.
Karetka covidowa z kolei podejmuje się transportu po spełnieniu dwóch warunków. Pacjent musi być „dodatni”, albo realnie podejrzany, objawowy, z wiążącym wywiadem epidemiologicznym. W drugim przypadku, kiedy chory jedzie do jednoimiennego szpitala zakaźnego, jego przyjęcie trzeba ustalić z lekarzem.
Tymczasem jednoimienny szpital zakaźny mówi: – Nie, to jeszcze nie jest przyjęcie, skoro koronawirus u pacjenta nie jest potwierdzony. Musimy to skonsultować. Z kolei karetki covidowe nie chcą wozić chorych tylko do konsultacji. I tu jest luka, która konfliktuje szpitalnictwo, świat lekarski – zaznacza dr Kijonka.
Zamieszanie w transportach międzyszpitalnych i przyjęciach to nie jedyne utrudnienia związane z pacjentami covidowymi. Dodatkowym problemem, według dr. Kijonki, jest zbyt mała ilość łóżek obserwacyjno-zakaźnych, przynajmniej jeśli chodzi o woj. śląskie.
Źródło: https://www.rynekzdrowia.pl/