Ludzka tragedia to nie serial. Tu umiera się naprawdę - ratownicy24.pl
Reklama

Wyszukaj w serwisie

Ludzka tragedia to nie serial. Tu umiera się naprawdę

Każdy dzień to wyzwanie. To nieustanna walka z czasem o zdrowie i życie pacjenta, walka ze śmiercią. Ratownictwo to pasja i nieustający rozwój. To zawód interdyscyplinarny. O swoim 20-letnim doświadczeniu zawodowym, o problemie filmowania wypadków komunikacyjnych, a także autorskiej aplikacji dotyczącej pierwszej pomocy w sytuacji zagrożenia – Krzysztof Wiśniewski, Kierownik Działu Usług Medycznych i Szkoleń z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy, ratownik medyczny i specjalista pielęgniarstwa ratunkowego.

W jednym ze swoich wpisów na stronie pisze Pan, że myślał, że „mamy jednego wroga – COVID-19. Że teraz będziemy mówili jednym głosem i wspólnie, jak jedna rodzina pracowali dla dobra pacjenta. Że będziemy się szanować, wspierać i mieć dla siebie zrozumienie”. Jaką sytuację ma Pan na myśli?

Ktoś kiedyś powiedział: „Nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg”. Niestety, czasami trudno to dostrzec w dobie współczesnej wojny z wirusem SARS- CoV- 2. W środowisku medycznym to na szczęście nie jest norma. To sytuacje, które zdarzają się sporadycznie, ale w mojej definicji, sporadycznie oznacza zbyt często. Żeby odpowiedzieć na Pani pytanie muszę dokonać małego wstępu. Swoją drogę zawodową zacząłem ponad 20 lat temu. Najpierw zostałem pielęgniarzem (na tamte czasy „mężczyzna-pielęgniarka” to była zupełna egzotyka i uśmiechy kolegów), później specjalistą w dziedzinie pielęgniarstwa ratunkowego, żeby w końcu zdobyć tytuł ratownika medycznego. Pracowałem na oddziałach szpitalnych, Szpitalnym Oddziale Ratunkowym i Zespołach Ratownictwa Medycznego (gdzie dyżuruję do dziś). Od kilku lat jestem też kierownikiem Działu Usług Medycznych i Szkoleń WSPR w Bydgoszczy. Dlaczego o tym mówię? Poznałem zawód medyka praktycznie z każdej strony i z każdego punktu „siedzenia” i „widzenia”. Również tego administracyjnego. Zawód pielęgniarki, ratownika medycznego, czy lekarza to piękny zawód. To satysfakcja każdego dnia. Bo nie ma przecież nic piękniejszego niż ratowanie ludzkiego zdrowia i życia. To pasja bez dwóch zdań. Ale to również odpowiedzialność, ciągłe zgłębianie wiedzy, kursy, szkolenia i tony literatury. To ciężki i odpowiedzialny zawód. Bo ratować musimy zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną, a nie wiedzą wyniesioną 20 lat temu ze studiów. Bez względu na miejsce pracy, liczbę przepracowanych godzin i zmęczenie, zawsze starałem się odnosić z szacunkiem i życzliwością do współpracowników z mojego zespołu. Wiedziałem, że tworzymy jeden zespół, jedną rodzinę (tak rodzinę) i pracujemy w jednym celu: dla dobra pacjenta. Pacjent potrzebuje każdego z nas. Potrzebuje zarówno ambulansu jak i szpitala. Potrzebuje lekarza, ratownika medycznego jaki i pielęgniarki. Nie pomniejszajmy wzajemnie naszych kompetencji, nie stawiajmy się też nad innymi, nie wywyższajmy się. Każdy z tych zawodów wymaga ukończenia studiów wyższych medycznych i ciągłej edukacji. Niestety, przez lata obserwuję – co mówię z bólem serca – brak wzajemnego szacunku personelu medycznego względem siebie. Pretensje pomiędzy personelem SOR, zespołami ratownictwa medycznego i dyspozytornią medyczną. Dyskusje, potyczki słowne, krzyki, obrażania, znieważania, straszenia prokuratorem i to wszystko…o zgrozo…w obecności innego personelu, pacjentów, a czasami osób trzecich. Nie chcę i nie będę tego zganiał na pandemię i trudny dla medyków czas. Bo takie sytuacje zdarzały się niestety i przed SARS-em. A błąd może popełnić każdy z nas. Znajdźmy w sobie znów powołanie i powód, dla którego wybraliśmy te zawody. Sytuacje organizacyjne to nie nasza wina, to nie wina ludzi pracujących na pierwszej linii frontu. To wymaga zmian odgórnych i systemowych, czasami ustawowych czy w formie rozporządzenia, albo wewnętrznych procedur szpitala lub pogotowia ratunkowego. Czas przekazywania pacjenta w SOR i ratowania jego zdrowia i życia to nie czas na naprawę całej ochrony zdrowia. Pacjent musi szybko trafić do szpitala i na docelowy oddział. Jego, mówiąc brutalnie, nie obchodzą nasze wewnętrzne potyczki i niesnaski. Żądając szacunku dla naszych zawodów od innych, walcząc z agresją, która coraz częściej nas dotyka, zacznijmy szanować najpierw siebie. Pokażmy, że jesteśmy razem, a nie osobno. Szczególnie teraz w czasie walki całej ochrony zdrowia z pandemią COVID-19, bo jak powiedział Franklin Roosevelt: „Ludzie pracujący razem jako jedna grupa, potrafią dokonać rzeczy, których osiągnięcie nie śniło się nikomu z osobna”.

Reklama
Reklama
Reklama
ratownicy24-na-ratunek
Poznaj nasze serwisy

Nasze strony wykorzystują pliki cookies. Korzystanie z naszych stron internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki dotyczących plików cookies oznacza, że zgadzacie się Państwo na umieszczenie ich w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w Polityce prywatności.