„Ratownictwo to pewien sposób na życie”
Szkolisz innych, piszesz artykuły, czy w takim razie nauczanie to Twoja pasja? Lubisz to robić?
Myślę, że przekazywanie wiedzy sprawia mi największą satysfakcję. Oczywiście jako wykładowca trzeba cały czas się rozwijać i być na bieżąco, aby dobrze prowadzić zajęcia dydaktyczne. Powiem patetycznie, trzeba być jak latarnia morska, która wskazuje drogę dla naszych studentów i kursantów.
Spotkałeś się kiedyś z agresywnym pacjentem? Uważasz, że szkolenia z samoobrony w ambulansie są konieczne?
Bardzo często spotykałem się z agresją ze strony poszkodowanego. Najczęściej były to osoby pod wpływem środków psychoaktywnych. Niestety obecnie mamy duży problem z tzw. dopalaczami czyli Nowymi Substancjami Psychoaktywnymi. Ze względu na bardzo dużą różnorodność tych substancji i ciągle zmieniający się skład chemiczny, nie jesteśmy w stanie przewidzieć działania pacjenta oraz mamy duży problem w podjęciu adekwatnego postępowania ratowniczego. Z obserwacji i doświadczeń uważam, że szeroko zakrojona profilaktyka jest w stanie zmniejszyć zjawisko narkomanii. Tak jak dzieci uczy się dodawania i odejmowania, tak samo powinno się je uczyć, jakie zagrożenie powoduje zażywanie narkotyków. Rodzicom znowu powinno się tłumaczyć, jakie symptomy mogą świadczyć o przyjmowaniu środków psychoaktywnych przez pociechy i jakie działania należy podejmować w tej kwestii.
Interwencja ratownicza, którą zapamiętasz do końca życia?
Myślę, że to, co zostaje najbardziej w nas, to nie urwane ręce, wytrzeźwienia, czy poparzone twarze. To co w nas zostaje, to emocje drugiego człowieka i nasza bezradność wobec majestatu śmierci. Matki, która straciła syna w wyniku samobójstwa, czy żony, której mąż zginął podczas wypadku. Ze śmiercią można się oswoić, lecz nigdy nie da się do niej przyzwyczaić. Podczas pandemii SARS-CoV-2 jako personel medyczny byliśmy świadkami, gdy na oddziałach szpitalnych umierały całe rodziny. Ludzie w przeciągu kilku dni tracili swoich rodziców, a my nie byliśmy w stanie nic zrobić.