Sam meczu nie wygrasz, sam pacjentowi nie pomożesz
Paweł Giel– trzy lata temu boisko piłkarskie zamienił na karetkę i gra teraz o najwyższą stawkę– o ludzkie życie.
Grałeś w Ekstraklasie (GKS Bełchatów) i w wielu innych klubach jako defensywny pomocnik. Dlaczego zostałeś ratownikiem medycznym?
Gdzieś od zawsze z tyłu głowy podczas gry w piłkę myślałem o tym, co chciałbym robić po jej zakończeniu. Na moją decyzje miało wpływ wiele czynników. Pamiętam jak wracając kiedyś z dyskoteki w środku nocy zostałem poproszony o udzielenie pomocy osobie poszkodowanej. Zobaczyłem wtedy jak ratownicy weszli z całym wyposażeniem by pomóc i wtedy zdałem sobie sprawę, że to jest to, co ja też bym chciał robić w życiu. Potem w następstwie tej sytuacji aplikowałem na studia, które tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Teraz cieszę się bardzo z tej decyzji.
Czy widzisz jakieś podobieństwo pomiędzy grą w piłkę, a ratowaniem ludzi?
Podobieństw jest kilka. Przede wszystkim presja czasu, szybkość podejmowania decyzji. Do tego dochodzi presja „wyniku”– czy uda się pomóc poszkodowanemu czy też nie. Zawiedzione czy spełnione oczekiwania, i na pewno praca w zespole. To jest chyba najważniejszy wspólny element. Sam meczu nie wygrasz i sam pacjentowi nie pomożesz.
Twój Tata jest zawodowym strażakiem od ponad 30 lat. Ty też najpierw zostałeś strażakiem-ochotnikiem, a później ratownikiem medycznym. Wpłynęło to w jakiś sposób na Twoją rezygnację z zawodowej gry w piłkę?
Nie. Na moją rezygnację z gry w piłkę wpłynęły na pewno zaległości finansowe, które tak naprawdę były w każdym klubie, w którym grałem (śmiech). Wypalenie sportowe spowodowane wieloma czynnikami oraz to, że bardzo polubiłem studia. Chciałem od razu zacząć pracować jako ratownik medyczny. Zresztą o piłce nożnej możemy rozmawiać i rozmawiać i mogłoby czasu nie starczyć.
Czego bałeś się najbardziej jak już zostałeś ratownikiem?
Bałem się i dalej się boję, że nie poradzę sobie z pacjentem i zrobię mu krzywdę lub że zaangażuje się emocjonalnie i będę „ciągnął” za sobą te emocje przez wiele dni. Chyba większości z nas w tej pracy zdarzyła się taka sytuacja, w której emocje wzięły górę. Obawiam się również, że stanę w miejscu i nie będę się rozwijał, czego bardzo bym nie chciał.
Zdarzyło Ci się, zaangażować emocjonalnie?
Na początku swojej przygody z ratownictwem. Ale myślę, że nie tylko mi, ale większości ratowników medycznych takie sytuacje się zdarzają. Dają one dobrą lekcję, ale i jednocześnie nauczkę, a przed wszystkim są dowodem na to, że nie jesteśmy robotami bez emocji.