Trzeba opuścić strefę komfortu i podjąć ryzyko
Gdyby miał Pan wymienić dwie wady brytyjskiego systemu ratownictwa, znalazłby je Pan? Jeżeli tak, to proszę je wymienić.
Brytyjski system można kochać, być jemu obojętnym albo nienawidzić. Jak każdy system ma swoje plusy oraz minusy, słabe i mocne strony. Największą wadą tego systemu jest jego obciążenie, co przekłada się na pacjentów, jak również na morale personelu. Drugą wadą, którą ja odczuwam jest niedostatek szkolenia praktycznego. Mamy jako ratownicy mega dostęp do materiałów teoretycznych. Jednak z dostępem do symulacji medycznej czy pozoracji medycznej jest już dużo ciężej.
Czy spotkał się Pan z dyskryminacją wśród np. swoich współpracowników ze względu na swoją narodowość? Jeżeli tak, to jak się objawiała?
Na początku mojej pracy były pewnego rodzaju nazwijmy to nieporozumienia z innymi pracownikami. Jednak wynikały one bardziej z różnicy w podejściu do pracy, różnic kulturowych czy nie do końca opanowanego języka angielskiego. Z drugiej strony polski ratownik był dla nich czymś nowym. Dopiero kiedy ludzie się do mnie przyzwyczaili i zaakceptowali to wszystko zniknęło.
Jak długo pracuje Pan jako ratownik na wyspach?
W obecnej chwili pracuje już pięć lat. Z tych pięciu lat tak na prawdę 2 lata zajęło mi, żeby zaakceptować system, w którym pracuje.
Zastanawia się Pan nad powrotem do Polski i pracowaniem jako ratownik właśnie tutaj?
Czasami o tym myślę, jednak kiedy rozważam wszystkie za i przeciw, zaczynam się cieszyć, że dane mi jest pracować w UK. Chociaż przyznam się, że czasami tęsknię za polskim systemem ratownictwa medycznego. Za wspaniałymi ludźmi oraz dużo większymi uprawnieniami.