W dżungli trzeba umieć zrobić coś z niczego
Najtrudniejszy przypadek z jakim spotkał się Pan w Monasao?
To przypadek, który miał miejsce już pierwszego dnia, podczas przywitania z naszym personelem. Elegancko ubrani w białe kitle, szliśmy się ze wszystkimi zapoznać. Sprzęt medyczny był jeszcze zapakowany na samochodach, a tu ciężki poród, z którym nie radziła sobie nawet doświadczona, miejscowa matrona. Pomimo godzinnej resuscytacji noworodka, nie udało nam się go uratować. To był szok, bo wszyscy wspólnie próbowaliśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy. Matka na szczęście przeżyła i ma się dobrze.
Później były jeszcze przypadki ukąszenia skorpionów, toksyczne afrykańskie rośliny, zbiorowe zatrucie grzybami, postrzały z broni śrutowej i wiele, wiele innych zdarzeń.
Muszę dodać, że przygotowywaliśmy się na tę misję od wielu miesięcy, lecz nie wszystko można było przewidzieć. W wielu sytuacjach trzeba było improwizować, posiłkując się dotychczasowym doświadczeniem i wiedzą zdobytą w Polsce.
Jak wygląda organizacja podstawowej pomocy doraźnej w „dżungli”?
To absolutna „partyzantka”. Instytucjonalnie można powiedzieć, iż w Republice Środkowoafrykańskiej praktycznie nie ma wyjazdowej pomocy medycznej. Funkcjonują jedynie Centre i Post de Sante, ale często pracują w nich jedynie przysposobieni pielęgniarze i ratownicy. Brakuje jednak lekarzy, sprzętu i leków, a warunki pozostawiają wiele do życzenia.
Dżungla to dla mnie największy sprawdzian. Oprócz udzielania pomocy medycznej naszym pacjentom szkoliłem również rangersów pracujących dla WWF w środku rezerwatu, którzy chronią zagrożone gatunki zwierząt i są narażeni na kontakty z kłusownikami uzbrojonymi po zęby. Można powiedzieć, że są „małą armią”. Niestety, sposoby WWF na ratowanie zdrowia i życia są bardzo ograniczone, dlatego też potrzebują specjalistycznych szkoleń.
Co szczególnie zdziwiło Pana/zaskoczyło podczas pobytu w Afryce?
Absolutnie zadziwił mnie fakt, iż w Afryce możesz liczyć wyłącznie na siebie. Pomimo że wydaje się, że masz koło siebie wielu ludzi do pomocy, to często okazuje się, że nie możesz na nich liczyć. Ale takie jest prawo dżungli i z nim nie ma co polemizować! Tu zawsze przeżywa najsilniejszy fizycznie i ten, który przygotowany jest odpowiednio merytorycznie oraz logistycznie. A to stanowi ogromny problem, bo przecież nie wszystko można zabrać tak daleko.